Wielu użytkowników Beey pracuje w branży dziennikarskiej. Jeden z nich, Radka Wallerová, pracuje jako redaktor w programie Seznam zprávy i regularnie korzysta z Beey, by transkrybować wywiady. Radka jest dziennikarką od wielu lat i opowiedziała nam o swoim spotkaniu z prezydentem Czech, o tym, co wtedy pił, o tym, jak dziennikarstwo zmieniło się na przestrzeni lat i których aspektów swojej pracy nie lubi.
Czy chciałabyś, by Twoje dzieci również pracowały w Twoim zawodzie?
Wolę zostawić im decyzje dotyczące ich przyszłości, ale jeśli o to poproszę chętnie im zawsze doradzę. Mój najstarszy syn zadał mi kiedyś to pytanie i teraz studiuje dziennikarstwo. Mimo, że na początku studiował marketing, komunikację i PR, po trzech latach postanowił jednak zmienić branżę. Bez wątpienia miało to związek z faktem, że dorastał w środowisku, w którym od najmłodszych lat słyszał wkoło dyskusje na temat mediów. Poza tym doskonale widzi, że lubię swoją pracę i być może uważa, że wykonywanie jej ma sens – tak, jak ja uważam, że ma. Nie chciałam zniechęcać go do studiowania dziennikarstwa, bo uważam, że wciąż jest to ważny zawód, ale próbowałam pokazać mu jak wciąż zmienia się i ewoluuje ta branża oraz, że osiągnięcie sukcesu w tym zawodzie może być o wiele trudniejsze, niż było jeszcze kilka lat temu.
Gdzie Twoim zdaniem leży więc przyszłość dziennikarstwa?
To, jak będzie ona wyglądać będzie zależeć od zachodzących obecnie zmian i można na to spojrzeć z kilku punktów widzenia. Pozwolę sobie przedstawić choć kilka z nich. Trzydzieści lat temu znaliśmy tylko media drukowane. Teraz dominującą role odgrywają media internetowe – głównie dzięki ogromnej dostępności informacji oraz uniwersalnej dostępności samych mediów niezależnie od lokalizacji. Z natury są one częściej „na bieżąco” i oferują nie tylko materiały fotograficzne, ale i audio i video. Niestety, czytelnicy przyzwyczaili się do pomysłu, że wszystko, co jest dostępne online jest za darmo, przez co internetowe media mają obecnie poważne problemy z pobieraniem płatności za udostępniane treści bez alienowania poszczególnych czytelników. Jest to szczególnie ważny problem dla domów mediowych borykających się ze spadkiem sprzedaży mediów drukowanych. Co więcej, internet zmienił się w sposób, który sprawia, że informacje szybko się rozpowszechniają. Podczas, gdy w przeszłości ludzie zwyczajnie kupowali swoje ulubione gazety, teraz treści dostępne w internecie często trafiają do nich poprzez sieci społecznościowe – przez to, czym się ktoś dzieli, co sami wyszukują i tak dalej. Niewielu ludzi siada przed komputerem, by otworzyć stronę danej organizacji medialnej i czytać ją jak zwykłą gazetę – może poza serwisami informacyjnymi, a nawet wtedy wybierają co konkretnie chcą przeczytać. Prowadzi to do eskalacji internetowej batalii o uwagę czytelnika; nagłówki i zdjęcia muszą przyciągać wzrok i są przez to często wyolbrzymione lub wprowadzają w błąd. Dziennikarze również się zmieniają – z jednej strony są prominentne osobowości, które nie tylko piszą, ale też mają swoje podcasty, nagrywają filmiki i są aktywne w social mediach bezustannie siebie promując. Z drugiej strony są zwyczajni redaktorzy pracujący w newsroomach za niezbyt atrakcyjne pensje pod wieczną presją czasu, która pojawiła się dopiero w ostatnich latach.
Jakich narzędzi używasz w pracy i czy różnią się od tych, których używałaś kiedyś?
Nie ma ich tak wiele, poza wielkimi komputerami, które z biegiem czasu stały się lekkimi laptopami. Pierwsze, podstawowe telefony komórkowe zostały zastąpione smartfonami, których można używać jako dyktafonów i razie potrzeby robić nimi nawet zdjęcia lub nagrywać filmy. Ogólnie dużo częściej używamy technologii i różnych aplikacji, co ma związek z uniwersalnym rozwojem technologii dokoła nas. Na przykład ostatnio korzystam z aplikacji Beey, by transkrybować mowę na tekst.
I jesteś zadowolona z rezultatów? Kiedy konkretnie korzystasz z Beey?
Bardzo lubię prowadzić wywiady, ale nie jestem wielką fanką transkrybowania ich na tekst. Wszyscy dziennikarze mają chyba podobnie – nie lubimy słuchać swojego głosu, a transkrypcja zabiera o wiele więcej czasu, niż sam wywiad. Transkrypcja rozmowy jest zdecydowanie najmniej przyjemną częścią pracy w naszym zawodzie, przynajmniej dla mnie. Niektórzy z moich kolegów, którzy specjalizują się w prowadzeniu długich wywiadów, oddają je do transkrypcji komuś innemu – ale nadal jest to czasochłonny proces, za który w dodatku trzeba wtedy też zapłacić.
Na początku byłam sceptyczna, jeżeli chodzi o Beey; to, co słyszałam o tej aplikacji wydawało się zbyt dobre, by było prawdziwe. Pierwszym materiałem, z którym pracowałam w Beey był wywiad z pielęgniarką, który nagrałam telefonem podczas rozmowy telefonicznej – dla dobra autentyczności wywiady lepiej jest przeprowadzać twarzą w twarz, ale tym razem nie mogłam tego zrobić inaczej ze względu na covid.
Po wrzuceniu nagrania do aplikacji i odrobinie edycji otrzymałam transkrypcję, która była równie dobra jak te, które kiedyś przygotowywałam w pełni samodzielnie. Miałam na początku drobne problemy, kiedy Beey usiłował transkrybować niezręczne pomruki i niedokończone słowa z początku rozmowy, ale chyba nie bardzo można go za to winić. Zwłaszcza, że później transkrypcja ruszyła z kopyta. Ogólnie jest do świetne narzędzie dla nas dziennikarzy i nie widzę już sytuacji, w której sama siadam do czasochłonnej transkrypcji podczas, gdy może to za mnie szybko i w dobrej jakości zrobić maszyna – zwłaszcza jeżeli cena jest tak atrakcyjna.
Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Myślę, że różnorodność. Nie mogłabym całe dnie siedzieć gdzieś przy biurku, ale równocześnie nie jestem przesadną fanką ciągłych zmian, więc jest to idealny zawód dla mnie. Lubię to, że wciąż mogę uczyć się nowych rzeczy dzięki mojej pracy i lubię umieszczać rzeczy w odpowiednim kontekście i szukać potencjalnych nieścisłości. W mediach pracowałam już w wielu rolach – pracowała w drukowanym dzienniku zarówno jako dziennikarz, jak i redaktor. Zajmowałam się sekcjami takimi, jak „zdrowie”, „dom”, czy „nowe technologie”. Pisałam artykuły do magazynów i kilka lat temu odpowiadałam za internetowe działy „lifestyle” u wielkiego wydawcy, dla którego pracowałam jako dziennikarka, redaktorka i menadżer ruchu w sieci, analizując poziom czytelnictwa, śledząc trendy i pracując z różnymi danymi. Bardzo to lubiłam i było mi o wiele łatwiej łączyć pracę z życiem rodzinnym, niż kiedyś w wychodzącej codziennie gazecie. Teraz pracuję w Seznam, częściowo jako redaktor dyskusji online, co również wiele mnie nauczyło, a częściowo pisząc artykuły – głównie dotyczące mitów i dezinformacji.
Czy zawsze chciałaś być dziennikarką, nawet jako dziecko, czy coś sprawiło, że wybrałaś ten zawód?
Już w szkole podstawowej należałam do kółka dziennikarskiego, ale w szkole średniej mój entuzjazm do tego zawodu odrobinę opadł. Później, gdy wybierałam studia, bardzo stresowało mnie to, że muszę wybrać tylko jedno pole, więc składałam dokumenty na wiele kierunków i dostałam się na dziennikarstwo. Od razu mi ulżyło – częściowo dlatego, że miałam studiować tam, gdzie chciałam, czyli w Pradze.
O czym najbardziej lubisz pisać?
Bardzo długo były to głównie zdrowie/opieka zdrowotna, edukacja i problemy społeczne, bo związane z tym zagadnienia były dla mnie najciekawsze. Opieką zdrowotną zaczęłam zajmować się przez przypadek – kiedy byłam jeszcze na studiach byłam z kolegami w pubie i rozmawialiśmy o tym, gdzie chcielibyśmy szukać pracy w zawodzie. Ja wybrałam ogólnokrajową gazetę „Lidové noviny” i kiedy tam zadzwoniłam od razu mnie przyjęli, bo właśnie odszedł od nich redaktor sekcji „zdrowie”. Niecały miesiąc później prowadziłam wywiad z ministrem – nie dlatego, że byłam taka dobra, ale dlatego, że nie było nikogo innego, kto mógł to zrobić. Tak było wtedy – dziś nie byłoby już tak łatwo.
Czy kiedykolwiek dostałaś zadanie, którego bardzo nie chciałaś wykonać?
Zawsze żartuję, że jeśli kiedykolwiek naprawdę coś zepsuję, w ramach kary ześlą mnie do pracy w sekcji sportowej. Ale może nie byłoby tak źle jak wtedy, gdy musiałam zastąpić kolegę, który był chory i wysłano mnie, żebym zdała sprawozdanie ze spotkania ministrów obrony państw Unii Europejskiej, czy coś w tym stylu. Był to temat, którym w ogóle się nie interesowałam i który rozumiałam tylko bardzo powierzchownie. Czułam się wtedy, jakby rozmawiali nie po angielsku, a w języku Klingonów i bardzo ciężko było mi o tym pisać. Ale poza tym miałam to szczęście, że przez wiele lat pracy mogłam uczyć się i zajmować sprawami, które mnie interesowały.
Jednym z wyjątków była praca w różnych dziennikach, gdzie dzieliliśmy pomiędzy siebie różne partie polityczne i pisaliśmy o organizowanych przez nie w weekendy spotkaniach wyborczych. Dziennikarze, którzy zajmowali się polityką wybrali najważniejszych graczy a tym z nas, którzy zajmowali się innymi sprawami, zostały tylko mniej interesujące partie bez szans na sukces w wyborach.
W maju 2010 roku miałam napisać artykuł o Milošu Zemanie, przewodniczącym Partii Praw Obywateli, kiedy płynął parowcem Wełtawą do Zoo Troja, gdzie miał adoptować kilka zwierząt. Zeman, który czasy swojej świetności miał już za sobą, palił papierosa w kajucie, pił Becherovkę i prowadził wykład dla wszystkich zainteresowanych. Nie miałam wtedy pojęcia, że tak daleko zajdzie w czeskiej polityce.